PAMIĘCI ZBUNTOWANYCH
Obudziłem się oddechem Zapaty z niepamięci wielkiej pożogi.
Żyłami azteckich chłopów wyrosłem na łąkach, zamiast trawy.
Sęki palców zanurzyłem w kolbach kukurydzy dojrzewającej
indiańską cierpliwością na wulkanicznych zagonach.
Nie posmakowałem kiści zielonych strąków, tortillas
ani fasoli, ulubienicy żołądków, z poletek tlacolol.
Jesienią zebrałem karabiny, zamiast kłosów.
Paliły wściekłością, sączyły krew obolałych
bezprawiem i rozpaczą.
Niepokorni dali mi na imię: Comendante. Usłyszałem wyrocznię
- wykrzywione usta synów San Cristobal - i zrozumiałem.
Oni nie mogli sprzedać nadziei. Swoich dzieci na ulicach,
pod kartonami nędzy, nie chcieli osierocić.
Zaniechajcie zemsty, nie wspominajcie. Karabiny gwoździom!
Granaty przebaczeniem zaorzcie, skibami ziemi i potem.
Umierajcie nie rozdzierając szat, aby nikt nie usłyszał matek.
Może kiedyś i wam narodzi się Bóg?
O, jakże czarne są chmury nad błękitem Chiapas!
Jakże winni przemocy, niepotrzebni w zaułkach Sancziapa.
Pokrzepieniem pamiętliwych, ciała brzoskwiniowych chłopców
usypiane hojnie wystrzałami na ofiarnych ołtarzach.
I znów nienawiść wstaje Słońcem,
aby umrzeć przed wieczorem.
Ja, Marcos - syn Emiliano i Esperanzy - widziałem to
wiele razy, i nie chcę więcej.
KAMIENIE
OKOLICA
DOPÓKI MIŁOŚĆ
ZWYCZAJNA WIECZNOŚC
SIEDEM STRON ŚWIATA
SŁOWA
TESTAMENT NASZ