CZARODZIEJ
Ewolucji – wyrobnicy, zajęło to sto milionów lat.
Coś wyjęła z nicości,
dopasowała do wszystkiego.
Rękę do kamienia, trzewia do głodu,
myśl do strachu, serce do nóg,
do nagłości synaps i tętnic,
do tańca, śmiechu i rozpaczy.
Wszystko do wszystkiego,
pod cienką błoną życia
- na granicy.
A on, zaklinając gasnące impulsy,
wypatrzył w monitorach szczegół,
który wolał umrzeć.
Najpierw wysłał teflonowy znak,
gdzie skomlał oddech.
Potem – darował sercu stalową pieczęć.
Tajemnicę labiryntu śmierci
rozwikłał tętnem.
- Wróć życie – rozkazał.
- Daję ci własne we własne ręce.
I wsparło się na tej pieczęci
na wszelkie lata.
Tak powstałem.