LEKCJA ANATOMII (1)
Jesteśmy oczy,
oczy błazna,
oczy pochlebcy,
oczy jasne, niebieskie,
oczy Mona Lizy.
Widziałyśmy cudów nie siedem, choć z tego świata
i zachłanność nikczemną o imionach
szlachetnych błędem pospólstwa.
- To był akt pierwszy.
Widziałyśmy godziny pięknolice,
jak twarze bez dusz
i policzki purpurowe bez rumieńca.
- Takich były miliony.
Przeżyłyśmy matki ku synom nieobecnym
wykrzywione rozstrzelonymi palcami
i córki topione nie w łzach,
na ryżowiskach.
- Dzieci naszych nie poznałyśmy.
Jesteśmy oczy,
oczy nadziei,
oczy jak niebo,
oczy szare, zielone,
oczy lichwiarza.
Widziałyśmy lufy karabinów, nie w obłoki celowane.
- Nie wierzyłyśmy.
Widziałyśmy spętanego mózgowiem obnażonym
pociskiem wolności z bliska.
- Skonał...
Jesteśmy oczy,
oczy zuchwałe,
oczy obłąkane,
oczy czarne, czerwone,
oczy Nerona.
Przebiegłyśmy zaułków dziesiątki
- wszędzie to samo.
Widziałyśmy wiele.
To, po raz wtóry - ten błysk.
Błysk w szarość zamieniony parujących oczodołów,
przez powieki wzgardzonych,
bo i tych nie stało.
- Wam zawierzyłyśmy, a wy
marnotrawne.