POJĄŁEM
Stojąc nad krawędzią dnia
przed szczytami bez swych dolin, zagubiony,
wołał o ratunek, prosząc by pierzchło cierpienie
z jego myśli i członków, między pył.
Przywitał największych nauczycieli mądrości,
bosych ascetów znajomych cierpień,
niemych świadków bliskich zbuntowanemu sercu.
Odnalazł znanych i nieznanych,
przywołał ukrzyżowanych na ramionach prostactwa
w barbarzyństwie wszystkich czasów,
w wykształconej małości ogłupiałej tłuszczy,
w zabijanych wprawnie nawet milczeniem,
w przekonanych o sobie.
Oczyścił serce z zawiści, ze złości nierozumnej,
z natrętnej małości, z nieżyczliwości.
Spokojem nakarmił niesforne myśli.
Wyciągnął dłonie do ciebie, jak do siebie
- i tak stałeś się prawością jego,
Kryszną radości,
Buddą współczucia,
Chrystusem pojednania i miłości.
Zmieszany, odkrył radość w radości twojej
- wbrew rezygnacji,
myśl swoją w ustach twoich - wbrew śmierci,
znużenie twoje, w jego znużeniu,
troskliwość w troskliwości zaszczyconą.
Spotkał wszystkich tam,
gdzie nie było nikogo złego,
nadzieję zmierzającą poza narodziny i śmierć,
i schronienie w tożsamości wszystkiego.
Stanął przy tobie w potoku wielkiej mądrości
w którym spotykają się wszystkie sumienia,
nawet jeśli nigdy o sobie nie słyszały,
poza rozróżnieniem,
poza życiem, poza śmiercią.
Wtedy pojąłem
- niepotrzebny mi pogrzeb ani nagrobek
i niepotrzebna sława.
W KRAINIE KAMIENI
DOPÓKI MIŁOŚĆ
OKOLICA
ZWYCZAJNA WIECZNOŚC
SIEDEM STRON ŚWIATA
SŁOWA
TESTAMENT NASZ
O MNIE